|
Po prostu z Jezusem być
Pamiętam taki dzień kiedy byłem mały rodzice ubierali mnie odświętnie i prowadzili do Kościoła. Z biegiem lat kiedy to rosłem i stawałem się coraz starszy rodzice pozwalali mi chodzić do Kościoła samemu. Różnie wtedy bywało, ponieważ czasami koledzy tak na mnie wpływali, że do Kościoła nie dotarłem, bo szliśmy razem albo do sklepu, albo też całą Mszę staliśmy pod Kościołem rozmawiając o bzdurach.
Przyszedł wreszcie czas, kiedy to trzeba było się zdecydować albo żyję z Panem Bogiem, albo nie. I tak sobie myślę, że w życiu każdego człowieka przychodzi czas, gdy musi dokonać tego ważnego wyboru. Jest on tym bardziej trudny, ponieważ pociąga za sobą konsekwencje, które należy przestrzegać nie tylko w niedzielę, ale każdego dnia. Ten wybór wymaga dużej dojrzałości człowieka. W sumie to można opowiedzieć się za Chrystusem, ale swoim postępowaniem nie świadczyć o tym. Wystarczy tylko przyglądną się jak jest dzisiaj, iluż to mamy katolików, którzy przychodzą do Kościoła jeden raz czy dwa razy w roku. Można i tak, ale – tak sobie myślę – chyba nie o to chodzi.
Co robić w chwili kiedy przyjdzie nam podjąć tę ważną decyzję?
Po pierwsze trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: kim dla mnie jest Bóg i jaki we mnie tkwi Jego obraz? Przeróżne mogą być odpowiedzi na to pytanie. Dla niektórych Bóg jest czymś niepotrzebnym, wręcz przeszkadzającym w codziennym życiu bo On i Jego nauka są już przestarzałe i nie odpowiadają dzisiejszym czasom i potrzebom człowieka – tak bardzo często myślą młodzi. Dla innych Bóg jest czymś w rodzaju pogotowia ratunkowego – „gdy trwoga to do Boga” – to powiedzenie trafnie odzwierciedla taką sytuację. Dla jeszcze innych Bóg – to jedyny i prawdziwy przyjaciel, który mnie kocha i jedyne czego chce to, abym był szczęśliwy z tego co robię i gdzie jestem.
Trzeba więc samemu odpowiedzieć sobie na to – mimo wszystko trudne – pytanie. Następnym krokiem będzie skonfrontowanie naszego obrazu Boga z prawdziwym; o jakim naucza Kościół Święty. Czy dla mnie Bóg to straszliwy sędzia, który za dobre wynagradza a za złe okropnie każe? (plagi egipskie) Czy też Bóg to miłujący Ojciec, który nas nieustannie oczekuje z otwartymi ramionami gotowymi przebaczyć? (przypowieść o synu marnotrawnym).
Kiedy już wyrobiliśmy sobie pojęcie i swój obraz Boga jesteśmy Nim zachwyceni, podobnie jak ludzie zakochani, którzy na początku są sobą oczarowani i zauroczeni. Często się tak zdarza, że młody człowiek, który czegoś w życiu szuka pójdzie przypadkowo lub też nie na czuwanie, spotkanie modlitewne, Mszę Świętą będzie potem zauroczony Panem Bogiem atmosferą, która panowała, pozna wielu ludzi (np. Vincentiana, Zjazd Młodzieży Vincentyńskiej i inne). Nie można jednak na tym poprzestać. Takie spotkanie to dobry impuls, lecz aby on był skuteczny potrzebne jest konsekwentne działanie, dużo siły wewnętrznej i chęć zaparcia się siebie – a to współczesnemu młodemu człowiekowi przychodzi trudno. Wiary nie można budować na przelotnych uczuciach, które dziś są a jutro ulatują. To do niczego głębszego nie doprowadzi – będzie nam wtedy dobrze ale powrót do codziennej szarej rzeczywistości i do związanych z tym problemów spowoduje że zapomnimy o Bogu i znów zaczniemy żyć bez Niego - nie tędy droga. Podobnie wiara w Chrystusa to nie ideologia, gdzie każdy podlega pewnemu prawu i jest skazany na obcowanie z innymi i z Bogiem. W miłości Chrystusa nie ma niczego na siłę – wszystko odbywa się tutaj na zasadzie dobrowolności („jeśli chcesz pójść za Mną...”).
Nasuwa się więc pytanie to na czym polega wiara w Boga. Ja wierzę w to, że jest to obcowanie z Chrystusem każdego dnia i w każdej porze („w każdym strapieniu i o każdej porze jest zawsze z nami Miłosierdzie Boże”). Bóg nam dał Swojego Syna po to, aby nas odkupił i również po to, aby nam pokazać jak żyć, bo po co szukać innej drogi człowieka do szczęścia jeżeli Chrystus przeszedł przez świat i pokazał nam czym powinno się cechować życie Jego ucznia („przeszedł przez życie dobrze czyniąc”).
Inną ikoną ukazującą życie z Bogiem jest wędrówka Narodu wybranego przez pustynię. Bóg uczynił dla nich niewyobrażalne cuda wybawił ich z niewoli egipskiej (plagi egipskie), przeprawił ich przez Morze Czerwone, żywił ich w czasie głodu (manna z nieba) a oni tyle razy okazali się nieposłuszni. Ten biblijny obraz – myślę – bardzo trafnie odzwierciedla sytuację współczesnego człowieka. Nasz błąd polega na tym, że nie zauważamy działania Bożego w naszym życiu. Bóg podobnie jak dla Narodu Wybranego i dla nas czyni dzisiaj cuda, takimi cudami mogą być przeróżne rzeczy: to że się urodziłem, to że jestem zdrowy choć wokoło tylu ludzi chorych na różnorodne choroby, to że mam takich a nie innych rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, kolegów, to że obdarzył mnie takim wspaniałym mężem czy żoną itp. Można by wyliczać tych darów Bożych bardzo wiele - ale nie o to chodzi - chodzi o to, abyśmy wreszcie zrozumieli, że wszystko co mamy, kim jesteśmy, jacy jesteśmy i co osiągamy – to wszystko jest dar od Boga, a nie wynik szczęścia, horoskopu, przypadku. U Boga nie ma przypadków wszystko jest zaplanowane i ma swój cel, nawet nieszczęścia, które nas spotykają w zamysłach Bożych są nam potrzebne, bo Bóg potrafi wyprowadzić dobro nawet ze złego. Nasze życie jest też darem od Boga i jest nam dane i zadane – czyli mamy je dobrze wykorzystać, uczynić je pięknym i wspaniałym i pamiętajmy o tym, że życie mamy tylko jedno i powinno być niepowtarzalne.
Gdy jest człowiek młody to bardzo często trwa w przeświadczeniu, że może wszystko zarobić, zdobyć, kupić, wyłudzić i po co mu w takiej sytuacji Bóg, Kościół, księża. W takim błędzie trwa zwykle przez całą swoją młodość, ale gdy lat zaczyna przybywać i powoli się starzeje, zaczyna widzieć zbliżający się koniec ziemskiego życia i wtedy popada w stan niezadowolenia, niespełnienia a czasami w skrajnych przypadkach nawet rozpaczy. Wtedy człowiek zadaje sobie pytanie, które kiedyś usłyszałem w piosence: „co zrobiłeś ze swoim życiem, co zrobiłeś z Panem Jezusem?” Zwykle wtedy zaczyna się czas powrotu do Boga, prośba o przebaczenie grzechów i dobrze że ludzie powracają przy końcu do Boga „lepiej późno niż wcale”, lecz są i takie przypadki, gdzie człowiek w obliczu śmierci nie chce powrócić i przeklina Boga – i w ten sposób zamyka sobie drogę do zbawienia.
Często się mówi – nawet przybiera to formę naśmiewania - że do Kościoła chodzą tylko stare babcie i dziadkowie. A może warto byłoby się zastanowić, bo oni są już starsi i będąc bliżej niż dalej końca swego życia widzą, że wszystko jest w życiu ważne, ale najważniejszy jest Bóg. Szkoda tylko tego, że sporo ludzi wraca do Boga już u schyłku życia, całe życie powinno być przeżyte dobrze w zgodzie z Bogiem i we współpracy z Nim, bo po co mamy przy końcu swego życia żałować tego co zrobiliśmy, kogo zraniliśmy, po co ma w nas siedzieć głupie poczucie winy, niespełnienia i niezrealizowania. Czy warto żyć bez Boga? – na to pytanie każdy sam musi sobie odpowiedzieć....
Na koniec chciałbym przytoczyć słowa piosenki, które sobie kiedyś zapisałem:
po prostu z Jezusem żyć; zwyczajnie bez wielkich słów; każdy dzień powierzać Mu; stale przy Nim być
Powrót
|